Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/101

Ta strona została przepisana.

mili: biegąc nawet, byłoby najmniéj dziesięć minut drogi.
Prawdziwie ciekawa widowisko przedstawia Madryt idący na walkę byków. Możnaby powiedziéć że wezbrana rzeka spuszcza się z pochyłości; dusze, które widział Dante, przekroczywszy rozpaczliwy próg piekła, pędzone przed nim jak liście wichrem unoszone, nie przebywały z większą szybkością i zawziętością przestrzeni, jak te tłumy podzielone pomiędzy tyle widowisk, i które opóźniły się podobnie jak my na ulubione swoje widowisko. Cała ulica Alcalas, szeroka jak nasza alea Pól Elizejskich i zakończona bramą prawie tak olbrzymią, jak nasza brama tryumfalna Gwiazdy, podobna była do pola mężczyzn i kobiét tłoczących się jak żyto na równinie, i pochylonych w jedną stronę gorączkowym wiatrem ciekawości.
Na ten wielki dzień powyciągano z wozowni karety, jakie widziéć można tylko w obrazach Vandermeulena, i calessinos, jakich nigdzie już nie widać Pomiędzy kołami tych powozów, pomiędzy tłumami ludu, przesuwają się, nie potrącając nikogo, co jest cudem, chłopi z okolic Madrytu konno, z karabinem przy olstrach, z miną tak dziką jak gdyby szło o zdobycie, nie zaś o zapłacenie miejsca, które przychodzą zająć w cyrku. Nareszcie, w pośród tego zgiełku pieszych w różnobarwnym ubiorze, karét