W końcu korytarza spostrzegliśmy światło.
Zatrzymaliśmy się, olśnieni, oślepieni, chwiejący się.
Bo kto nie widział téj płomienistéj Hiszpanii, nie domyśla się co to jest słońce; kto nie słyszał gwaru cyrku, nie wyobraża sobie co to jest hałas.
Wystaw sobie, pani, amfiteatr w rodzaju Hippodromu, ale obejmujący dwadzieścia tysięcy osób, zamiast piętnastu tysięcy, rozmieszczonych na stopniach, które kosztują mniéj lub więcéj drogo, podług biletów cienia, biletów słońca i cienia lub biletów samego słońca.
Widzowie, mający bilety słońca, są ci, rozumiesz pani, którzy przez całe widowisko, muszą bydź wystawieni na pożerający skwar słońca.
Mający bilety słońca i cienia są ci, których bieg dzienny ziemi zasłonić winien, przez niejaki czas, od słonecznych promieni.
Nakoniec, mający bilety cienia są ci, którzy od początku widowiska aż do końca, znajdują schronienie przed słońcem.
Ma się rozumiéć że mieliśmy bilety cienia.
Naszém pierwszém poruszeniem, wszedłszy w ten krąg ognisty, było odrzucić się wstecz przerażonym. Nigdyśmy nie widzieli, przy podobnych krzykach, poruszających się tyle parasolek, tyle umbrelek, tyle wachlarzy, tyle chustek.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/106
Ta strona została przepisana.