Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/118

Ta strona została przepisana.

Trzeci picador, jeden co pozostał na placu, siedział na koniu, nieporuszony jak statua bronzowa.
Po obejrzeniu się przez chwilę, byk zastanowił się.
Oko jego zatrzymało się na gruppie, która odprowadzała rannego picadora.
Kopnął piasek, którym rzucił aż na stopnie przedniemi nogami, spuścił nozdrza na brózdę, którą wykopał, ryknął okropnie i rzucił się na gruppę.
Trzéj ludzie co uprowadzali rannego, porzucili go i biegli do baryery.
Picador, prawie omdlały, ale czując jeszcze niebezpieczeństwo, postąpił dwa kroki, machnął rękami i upadł chcąc zrobić krok trzeci.
Byk zwrócił się na niego.
Ale na drodze, spotkał przeszkodę.
Ostatni picador poruszył się wreszcie, i stanął pomiędzy rozjuszoném zwierzęciem a towarzyszem rannym.
Byk złamał jego lancę jak trzcinę i raz tylko ubódł przebiegając.
Koń ciężko raniony, okręcił się na tylnych nogach i uniósł swojego pana na koniec areny.
Byk zdawał się wahać pomiędzy koniem jeszcze żyjącym, a picadorem, który prawie nie żył.
Rzucił się na konia.