Znowu Łukasz Blanco wystąpił do walki z nim, mając płaszcz jedwabny błękitny za całą broń zaczepną i odporną.
Byk rzucił się na Łukasza. Łukasz wykonał obrót podobny do piérwszego, i byk znalazł się o dziesięć kroków daléj od niego.
Tymczasem chulos i banderilleros zeszli w arenę; posługacze cyrku wrócili zabrać picadora, który wsparty na ich ramieniu, szedł ku baryerze stąpając z większą łatwością.
Cały kadryl otoczył byka, machając płaszczami, ale byk miał tylko wzrok dla Łukasza Blanco. Była to walka pomiędzy nim a tym człowiekiem, od któréj żaden inny attak oderwać go nie mógł.
Kiedy byk tak pogląda na człowieka, rzadko się zdarza żeby ten człowiek nie zginął.
— Zobaczysz, rzekł Rocca, kładąc rękę na mojém ramieniu, zobaczysz.
— Nazad, Łukaszu! nazad, krzyknęli jednym głosem wszyscy chulos i wszyscy banderilleros.
— Nazad, Łukaszu! krzyknął Cuchares.
Łukasz pogardliwie patrzał na byka.
Byk szedł prosto na niego ze spuszczoną głową.
Łukasz postawił nogę pomiędzy dwa jego rogi, i skoczył mu przez głowę.
Wówczas już to nie były oklaski, nie były krzyki, ale ryk.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/120
Ta strona została przepisana.