Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Niektóre z biednych ptasząt, odurzone, nie mogły leciéć i popadały na piasek areny.
Wnet, pięć albo sześć osób skoczyło z korytarza i łapało je narażając się na zabicie przez byka.
Ale ten oczéwiście zaczął tracić głowę; nie miał już w pogoni téj upartéj woli, która czyni zwierzę tak niebezpieczném. Rzucał się od jednego chulo do drugiego, uderzając rogiem jak dzik tnie kłem, ale dając się odrywać od jednego nieprzyjaciela do drugiego.
Drugi banderillero pokazał się.
Na jego widok byk zdawał się uspokoić zupełnie, ale uspokoić się dla zapewnienia sobie zemsty. Bez wątpienia poznał w ręku nowo-przybyłego narzędzia bólu, któremi potrząsał na swym karku, bo rzucił się na niego nie dając odwrócić się niczém, ani się zatrzymać. Banderillero czekał ze strzałami w ręku. Ale jedna tylko utkwiła w karku byka. W tymże czasie lekki krzyk dał się słyszéć: różowy mankiet banderillera okrył się szkarłatem, ręka jego zbroczyła się krwią, która ciekła po każdym palcu. Róg przebódł mu rękę wyżjé łokcia.
Dostał sié do baryery, nie pozwalając żeby go podtrzymywano; ale w chwili, kiedy chciał ją przebyć, omdlał. Widzieliśmy jak wpadł na korytarz, z głową przewróconą i bez zmysłów.