Jest gdzieś na świecie mąż wysokiego rozumu, którego umysł wytrwał śród dziesięcioletniego członkostwa Akademii, grzeczność śród piętnastoletnich sporów parlamentowych, uprzejmość śród pięciu lub sześciu portfelów ministrowskich. Mąż ten polityk był naprzód literatem, i rzecz rzadka w politykach, że nie pisząc nic innego już oprócz praw, nie stał się zazdrosnym względem tych co piszą jeszcze książki. Ilekroć która z tych rzeczy co na odwieczném drzewie sztuki, rozwinie kwiat lub da owocowi dojrzeć, przedstawiona mu jest, chwyta się jéj skwapliwie, posłuszny piérwszemu poruszeniu swemu, zupełnie w brew drugiemu politykowi, który nigdy temu posłuszny nie był, wiesz pani dla czego? Bo to poruszenie było dobre.
Owoż jednego dnia przyszła temu mężowi myśl, oglądania własnemi oczyma skwarnéj ziemi Afryki, którą tyle krwi użyźnia, tyle czynów unieśmiertelnia, tyle sprzecznych interessów uderza na nią lub jéj broni. Wyjechał pomiędzy dwiema sessyami, i za powrotem, ponieważ ma niejaki szacunek dla mnie, uderzony wielkością widowiska jakie oglądał, chciał żebym i ja oglądał toż samo co on[1].
- ↑ Jest to mowa o ministrze oświecenia we Francyi Salvandym, znamienitym autorze Historyi Jana III Sobieskiego, tudzież innych dzieł wysoko cenionych. Przyp. Tłumacza.