Wszyscy się usunęli.
Człowiek i byk znaleźli sę jeden naprzeciw drugiego.
Jeden ze szpadą cienką, długą i ostrą jak igła.
Drugi z siłą nieporównaną, strasznemi rogami, nogami bardziej chyżemi niżeli konia najrączszego.
Człowiek w rzeczy saméj, bardzo mało znaczył, naprzeciw podobnego potworu.
Tylko, promień rozumu iskrzył się w oczach człowieka, gdy tymczasem ogień dzikości pałał w spojrzeniu byka.
Oczéwiście więc cała przewaga była na stronie człowieka, i w téj nierównéj walce, przecież silniejszy uledz musi, a słabszy zwyciężyć powinien.
Cuchares machnął muletą przed oczyma byka.
Byk rzucił się na niego. Cuchares okręcił się na jednęj nodze. Lewy róg byka drasnął mu pierś.
Prześliczny to był obrót; cały cyrk zagrzmiał oklaskami.
Oklaski te zdawały się gniewać byka; wrócił do Cucharesa; teraz czekał go ten ze szpadą w ręku.
Starcie się było straszne; szpada zgięła się w kółko, potem wyleciała w powietrze.
Ostrze dotknęło kości w karku; szpada jak sprężyna, świszcząc wyrwała się z rąk torera.
Chciano już gwizdać na Cucharesa, gdy nowy
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/131
Ta strona została przepisana.