Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/138

Ta strona została przepisana.

niekiedy, jeden ze śmiałych napastników, podniesiony strasznym kłem, wylatywał ciśnięty o dziesięć lub dwanaście stóp wysokości, i zakręciwszy się w przestrzeni dwa lub trzy razy, spadał krwią zbroczony, rozpróty, z wypadającemi wnętrznościami.
Następnie odbyła się nowa walka: jeden pies ciśnięty został z areny pośród widzów; drugi, ciśnięty prawie prostopadle, spadł na baryerę, i połamał sobie kości.
Inne zdeptane były nogami byka, ale podniosły się. Dwa chwyciły go za uszy; trzeci, najmniejszy, porwał za pysk; czwarty zaszedł mi z tyłu.
Nagle zwyciężony okrutnym bólem, byk wydał ryk okropny, potém próbował uciec od bólu, który ścigał go ciągle wzrastając. Podniesiona jego głowa wydawała się głową niekształtnego zwierzęcia, bo trzy psy niepuszczały go, równie jak czwarty; a te dziwaczne narośle, zdawały się składać z nim jedno ciało. Dwa razy tak obiegł arenę, potém chciał skoczyć w prawo i w lewo, rzucał się, tarzał, skakał; wszystko nadaremno: nieubłagane paszcze były ściśnięte, i byk zatrzymał się zwyciężony, z głową spuszczoną i ciałem pochyloném na dwóch kolanach.
Krzyczano: bravo, perros! jak wprzód krzyczano: bravo, toro! jak krzyczano: bravo, Cuchares!