liczności, powinni stać tak nieruchomi jak mur, który przedstawiali; jeśliby byk rzucił się na nich, powinni zatrzymać byka halabardami; jeśliby w walce zabili byka, byk należał do nich.
Naprzeciwko nich, konno na sześciu karych koniach, sami czarno ubrani, stało sześciu alguazilów w starodawnym ubiorze; ci sześciu alguazilów, nie inną mających broń prócz szpady u boku i laseczki w ręku, zdawali się bydź umieszczeni tutaj żeby przedstawiać ludowi komedyę obok tragedyi. W rzeczy saméj, byk, nie zgoła nie rozumie co znaczą ci sześciu ludzi z laseczką czarno ubranych, a przytém sam mając może jaką urazę do alguazilów, przez żart złośliwy na nich szczególniéj zwraca się; ztąd podskoki, obroty, na widok których umiera ze śmiechu poczciwy lud Madrycki.
Plac przedstawiał jedyny widok, ze swojemi ławkami, balkonami, oknami, dachami obciążonemi tłumem widzów; jedna lub dwie dzwonnice wznosiły się górując nad placem; na każdéj wydatności tych wież zawieszony był mężczyzna lub dziecię.
Przeszło sto tysięcy osób widać było i same widzieć mogły.
Wystaw sobie pani trzy rzędy balkonów przy placu wysłanych czerwoném lub żółtém obiciem, czerwone bramowane szerokim galonem złotym, żółte galonem srebrnym.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/154
Ta strona została przepisana.