dła; wiatr zerwał mu kapelusz, który byk zdeptał nogami, śród śmiechu, wrzasków i gwizdania tłumu.
Montes wziął wtedy konia biednego Don Federiga za cugle i przyprowadził do byka; o cztéry kroki od byka, puścił konia.
Chwila była pomyślna; byk, w największym gniewie, nie zważał co się dzieje koło niego.
Federigo był rzeczywiście odważny, brakowało mu tylko zaufania w sobie; pomknął konia ku bykowi, podniósł rękę i utkwił mu w bok swój dziryt.
Dziryt się złamał.
Może jest jeszcze coś„ piękniejszego nad instynkt odwagi, to jest potęga woli. Niektóre umysły wyższe, co zrozumiały ile potrzeba było woli biednemu Federigo do zrobienia tego co zrobił, dały oklask i pociągnęły za swym przykładem część cyrku.
Byk przez chwilę stał odurzony napaścią; potém wprzód niżeli przeciwnik miał czas do cofnięcia się, rzucił się na niego.
Wszyscy mniemali że biedny Federigo zginął.
Zginąłby rzeczywiście, gdyby Montes z przedziwną zręcznością i odwagą, nie prześliznął się pod szyją jego konia, i niestanął pomiędzy synem chrzestnym a bykiem, z płaszczem różowym w ręku.
Byk zmamiony różowym płaszczem, co mu olśnił oczy, rzucił się na Montesa.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/159
Ta strona została przepisana.