cięte były bardzo krótko, czarny wąsik rysował się nad ustami ścieśnionemi i dowcipnemu.
Przyprowadzono mu konia, którego lekko dosiadł. Potém pojechał prosto pod balkon, powitał królowę i książąt, puścił konia swojego w cyrk, zrobił dwie lub trzy wolty i dwa lub trzy obroty, nietroszcząc się bynajmniéj o byka, jak gdyby go wcale niebyło.
Potém przechyliwszy się do Chiclanero, rozmawiał z nim przez kilka sekund, wziął dziryt z rąk posługacza cyrku, i puścił się na byka.
Ale tą razą jeszcze, jako jezdziec doświadczony, nie dla tego żeby zaraz attakować, Romero zbliżył się do byka, lecz żeby oswoić konia swojego z jego postacią i wonią.
Dwa lub trzy razy objechał go do koła wstrzymując konia od zboczeń, jak sokół gotowy spaśdź na zdobycz swoję.
Byk poglądał na niego okrutném i ogłupiałém spojrzeniem; możnaby rzec że tą razą pojmował iż znalazł prawdziwego nieprzyjaciela.
Nareszcie Romero zatrzymał się naprzeciw niego, niby picador z professyi.
Byk natarł na Romera.
Romero czekał go i utkwił na stopę dziryt między obie łopatki; potém lekko odwróciwszy konia, zrobił w cyrku półkole szukając innego dziryta.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/162
Ta strona została przepisana.