Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/167

Ta strona została przepisana.

Słuchaj, pani, powiadam ci, zachwycające to było widowisko stu tysięcy osób wołających jednym głosem:
— Bravo! Romero!
W téj chwili królowa dała znak i powiedziała coś na ucho jednemu z oficerów.
Był to zakaz dla Romera dalszéj walki. Była to obietnica lepszego użycia gdzieindziéj odwagi walczącego.
Udzieliła zarazem Romerowi łaskę pozwalając ucałować swoję rękę.
Romero zsiadł z konia z żalem i cały jeszcze drżący. Jego nozdrza rozszerzone, iskrzące się oko, usta zaciśnięte, okazywały człowieka co doszedł do najwyższego stopnia exaltacyi.
Gdyby tygrys albo lew weszli w téj chwili do cyrku, bez wątpienia Romero walczyłby z tygrysem i lwem z takąż samą odwagą, a może nawet z takiémże szczęściem, z jakiem walczył z bykiem.
Romero żałował walki; Romero żałował boju, który wywoływał na głowę człowieka podobną ulewę oklasków.
Usłuchał jednak, zsiadł i wyszedł ze szranek.
W chwilę potém, pokazał się w loży królowéj; Królowa podała mu rękę do ucałowania, a książę Montpensier odpiął własną szpadę i ofiarował mu ją.