Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/178

Ta strona została przepisana.

raliśmy się, a których wszystkie szczyty śniegiem były okryte, nareszcie, w głębi Madryt nakrapiał białemi punkcikami zmrok wieczorny, co się posuwał ku nam jak powódź ciemności.
Giraud i Boulanger wpadli w entuzyazm, Boulanger nadewszystko, mniéj oswojony z Hiszpaniją jak Giraud: nigdy nie widział takiéj massy światła i cienia; — co chwila składał ręce, wołając: Jak to piękne! mój Boże, jak to piękne!
W podróży takiéj jak nasza, i pomiędzy podróżnymi jak my, są wrażenia słodyczy nieskończonéj. Człowiek zostawiony własnéj tylko indywidualności, jest istotą bardzo niezupełną; ale człowiek uzupełnia się przez zastosowanie do swojéj innych indywidualności, z któremi traf albo wola jego w związek wprowadza. I tak u nas, malarzy i poetów, jeden uzupełniał się drugim, i zapewniam cię, pani, że piękne i wzniosłe wiersze Hugo, które Aleksander na wiatr ciskał, przedziwnie kojarzyły się z wielką i piękną naturą à la Salvator Rosa.
Podczas wszystkich naszych podziwów, noc nadeszła. Ale, jak gdyby niebo chciało także zakosztować widowiska, którém my nasycaliśmy się, miliony gwiazd otwierały migocąc złociste swe powieki, i ciekawie także poglądały na ziemię.
Zdaje się że przebiegaliśmy okolice niegdyś bardzo straszne. Za czasów kiedy Hiszpanija liczyła