Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/182

Ta strona została przepisana.

i przychodźcie ogrzać je przy ognisku kominka. Kiedy was zapytają na co to robicie, odpowiecie że lękacie się, żeby fuzye wasze nie dostały kataru.
— Rozumiem, — odpowiedział Giraud, idąc ku drzwiom, i skinąwszy na Aleksandra, Maquet, Desbarolla i Acharda żeby szli za nim.
— Teraz, Boulanger — mówiłem daléj — co jesteś łagodzącego charakteru, weź z sobą don Riego, i z tym posłannikiem pokoju, idź poszukać cztérech małych pokoików, albo dwóch dużych.
— Dobrze, rzekł Boulanger, i wyszedł także z don Riego.
Pan Calisto Burguillos, przeprowadzał wzrokiem całą tę scenę.
— Dobrze, — rzekł do żony, — odeszli przecie ci pugnateros Francuzi.
Pugnatero, jest to bardzo złe słowo, którem witają nas od czasu wejścia naszego do Hiszpanii. Doprawdy, nie wiem czy opiniją jaką mają o nas w tym pięknym kraju jest zasłużona, ale wiem przynajmniéj że jest powszechna.
Don Calisto nie widział mnie, bo byłem zakryty kapturem kominka. Żona dała mu znak że jestem.
Opuścił więc swój piec i zbliżył się ku mnie.
— Czego pan tam szukasz? zapytał.
— Szukam rósztu.
— A to na co?