Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/187

Ta strona została przepisana.

Naprzód, Aleksander Dumas, twój sługa, pani, z wachlarzem w każdym ręku, ciągłą wentylacyą rozdmuchiwał węgle, na których smażyły się kotlety i kartofle.
Giraud skrobał drugą edycyę kartofli, która miała nastąpić po piérwszéj.
Don Riego udawał że czyta brewiarz i wąchał dym od smażenia się, spoglądając z ukosa na rynkę.
Maquet trzymał rączkę od rynki.
Achard tłukł pieprz.
Desbarolles odpoczywał po trudach, Boulanger, oziębiony wycieczką pod daleką strefę, grzał się przy ogniu.
Aleksander, wierny swojéj specyalności, spał.
Nakoniec, pan Calisto Burguillos, coraz więcéj tracił rozum na widok interwencyi francuzkiéj, i nie widział swojéj żony, która przez okno, dawała znak Desbarollowi, że braknie jeszcze czegoś bardzo ważnego do stołu.
Szczęściem, czuwałem za pana Calisto. Wyprawiłem Desbarolla do obowiązku.
W dziesięć minut potém, otoczyliśmy stół, na którym dymiło się dwanaście kotletów, dwie piramidy kartofli i olbrzymi omlet.
Widok ten tak nas rozweselił, zwłaszcza Boulanger, Giraud i Aleksandra, że na głośny nasz śmiech, weszła pani Burguillos, za nią weszły dwie