Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Każdy przyniósł swoje tłomoki, drżąc o swój tłomok, gdyż uprzedzono nas że nic wejśdź nie może do Hiszpanii, oprócz brudnéj bielizny i starego odzienia. O broni ani myślić, w każdym podróżnym mającym szpadę w kiju, widziano karlistę, republikanina, albo esparterystę.
Ja zaś miałem trzy tłomoki, napełnione nowém odzieniem i czystą bielizną, nadto sześć skrzynek obejmujących karabiny, fuzye, pistolety i kordelasy: wszystkiego podostatkiem.
Strasznemu temu uzbrojeniu, towarzyszyła skrzynka z ładunkami, do fuzyj Lefaucheux, które właśnie. składały połowę naszego arsenału.
Można zatém było mieć podejrzenie, że przyjeżdżamy nie tylko aby rozniecić pożar w Hiszpanii, lecz nawet żeby ją wysadzić w powietrze.
Jakież było zadziwienie moje, pani, kiedy przeczytawszy moje nazwisko napisane na tłomokach i skrzynkach literami miedziannemi, naczelnik komory celnéj zbliżył się do mnie, przywitał wyborną francuzczyzną, i hiszpańskim językiem, który uważałem jeszcze za lepszy, rozkazał podwładnym szanować rzeczy moje, aż do worków podróżnych! Nazwisko moje, wbrew zupełnie nazwisku z Tysiąca nocy i jednéj, które otwierało bramy, nazwisko moje przeszkodziło otworzyć nasze tłomoki. Byliśmy doprawdy w tym kraju płaszcza i szpady,