Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/193

Ta strona została przepisana.

kami, gdy tymczasem ja paliłem cigaretto z ich naczelnikiem.
Jechaliśmy daléj przez Ernani i Andouin, i stanęliśmy o świcie w Tolozie.
Nic bardziéj nie zaostrza apetytu, jak ranne powietrze i ruch jazdy pocztą. Z prawdziwą przeto rozkoszą przybyliśmy do Tolozy, gdzie jak powiedział konduktor, podróżni zatrzymują się na śniadanie.
Znasz pani nasze oberże we Francyi; wiesz że o téj godzinie pożądanéj zarazem od oberżystów i podróżnych, z jak rozrzewniającą serdecznością te dwa plemiona, tak dobrze stworzone dla wzajemnego porozumienia się, rzucają się jedno na spotkanie drugiego. Wiesz w ogólności z jak zbytkową hojnością zastawiony jest stół za półtrzecia lub trzy franki od osoby, i jak niemiłemi są dla żołądków na pół nasyconych odwieczne słowa konduktora: „Panowie, do powozu!“
No! my co o tém także wiemy, spodziewaliśmy się znaleźć to wszystko w Tolozie, tém mieście serenad, jeżeli wierzyć mamy twojemu, pani, przyjacielowi, Alfredowi de Musset; wysiedliśmy więc, a raczéj rzuciliśmy się z powozu, krzycząc: Gdzie śniadanie?
Naprzód, w Hiszpanii, wszystko się odbywa poco a poco, jak powiadają Hiszpanie. Konduktor pięć minut poświęcił na odpowiedź.