Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Jakże się to rozpuszcza? zapytałem, kiedy towarzysze nasi oddechem wciągali ostatnie krople czokolady, zatrzymane na ścianach filiżanki.
— Nic łatwiejszego, patrzcie!
Nasz wybawca wziął azucarillo za jeden koniec, a drugi wpuścił w szklankę, podobnie jak chleb w jaje zgotowane na miękko.
Azucarillo rozpuszczało się w miarę zetknięcia się z wodą, i zamieniło wodę przezroczystą w mętną.
Skosztowaliśmy mętnéj wody z równém niedowierzaniem jak kosztowaliśmy czokoladę. Mętna woda była słodka, świeża, pachnąca, słowem wyborna.
Wszystko to miało jakość znakomitą, brakowało tylko ilości.
Chcieliśmy zapłacić: nasz tłumacz skinął na nas, wydobył pieniądz z kieszeni, i położył na kufrze.
Gospodarz nie obrócił się nawet żeby przekonać się, czy należność jego zaspokojona.
Vaya usted con Dios, rzekł nasz przewodnik grzecznie kłaniając się.
I wyszedł.
Gospodarz wyjął cygaro z ust.
Vaya usted eon Dios, odpowiedział.
I znowu zaczął palić.
Ukłoniliśmy się i wyszliśmy z kolei powtarzając jeden po drugim sakramentalne: