— Vaya usted eon Dios.
— Idźcie z Bogiem, idźcie z Bogiem! powtórzył Aleksander wracając do dyliżansu, który czekał na nas zaprzężony. Jest to bardzo dobre, i nie żądam lepszego, zaiste; ale daleko ztąd do nieba, i oświadczam, że jeżeli na drodze spotykać będziemy tylko czokoladę i wodę z cukrem, wolałbym pójść gdzieindziéj.
— Żebyśmy mieli przynajmniéj skórkę od chleba! rzekł stoicznie Maquet.
— Albo bulion, rzekł Boulanger.
— Albo kotlety, rzekł Aleksander.
— Panowie, — przerwał nasz przewodnik, który od dziesięciu minut zdawało się że był najmocniéj wzruszony naszym kłopotem, — pozwolicie ofiarować sobie pulardkę, butelkę wina Bordeaux i dwa funty chleba?
— Nazwisko pańskie, — zapytałem, — ażebyśmy powróciwszy do siedzib naszych, każdy z nas wyrył je złotemi literami na tablicy marmurowéj.
— Nazywam się Faure, jestem negocyantem w Madrycie, mieszkam przy ulicy la Montora, blisko Puerta del Sol.
Potém, pan Faure skromnie odwrócił się, wydobył z torby pulardkę, butelkę wina Bordeaux i dwa funty chleba, i nam ofiarował.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/200
Ta strona została przepisana.