Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Od czasu do czasu przechodził także koło nas wóz, który, ilekroć przechodził, zwracał moje uwielbienie, gdyż przypominał mi wozy z czasów Merowingów, które nasz uczony Augustin usiłował odbudować, jak Cuvier swoich mastodontów i ichthyosaurów. Wóz ten, zaprzężony parą wołów, zawsze się oznajmiał krzykiem osobliwszym, ochrzypłym, okrutnym, i gdy piérwszy raz go usłyszałem, równie niepoętym dla mnie, jak krzyk, który słyszą na brzegach rzeki świętego Wawrzyńca lękliwe bohaterki Coopera, a co nareszcie okazuje się krzykiem konia napadniętego przez wilki. Krzyku tego bez wątpienia była przyczyną suchość osi, z któremi lub koło których, obracają się duże koła, mające kształt ogromnych pieczarek. Łoskot ten, który nieustaje nigdy, który słychać o pół mili, jeżeli mu żaden inny łoskot nie przeszkadza, wydał mi się pospołu z cygarettą co się pali zawsze, przeznaczonym dla rozrywki właściciela wozu, który posiada tym sposobem szkatułkę muzyczną, grającą wprawdzie bez ustanku na tęż samą nótę, ale ma nad tabakierkami i pozytywkami tę wyższość, że sę nie psuje nigdy. Może też łoskot ów przeznaczony jest na oznajmienie bardzo zawczasu posaderos o przybyciu kundmanna. W takim razie, jak widzimy, mechanika wspomniona łączyłaby pożytek z przyjemnością, utile dulci, i mogłaby mieć nadzieję pozyskania wielkiéj nagrody od Akademii.