Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/227

Ta strona została przepisana.

Eh! mój Boże! tak, pani, cóż chcesz? nasi ziomkowie zawsze już są tacy: za granicą częstują nas, przyjmują, uściskają, u nas zaś gryzą i nas szarpią ostremi zębami. Obca ziemia jest to potomność. Przebywszy granicę, umieramy. Już nie my, ale nasz cień odbiera dowody sympatyi, podnoszące się na każdym kroku po drodze; i winienem powiedzieć, mój sławny cień przyjmowany tu jest w taki sposób, że mu biedne ciało moje zazdrościć musi.
Bo jest jedna rzecz, o któréj pani nie domyślasz się, i o któréj ja także nie domyślałem się. Jestem więcéj znany i może popularniejszy w Madrycie, niżeli we Francyi. Hiszpanom zdaje się że znajdują we mnie, a kiedy mówię we mnie, to, rozumiesz pani, chcę powiedzieć w moich dziełach, cóś kastylijskiego co im przyjemnie serce głaszcze. Jest to taka prawda, że wprzód niż zostałem kawalerem Legii-Honorowéj we Francyi, byłem komandorem orderu Izabelli katolickiéj w Hiszpanii. Obca ziemia wzięła inicyatywę przed moim krajem.
Nie wątpię, pani, że za moim powrotem drogo mi każą opłacić wszelkie grzeczności, jakich tu jestem przedmiotem. Ale przynajmniéj, z tego co myślą o mnie dobrego w Hiszpanii, wiem prawie co myślić będą o mnie po mojéj śmierci.
Zaraz po moim przybyciu, najszczersza serdeczność zawiązała się pomiędzy artystami hiszpań-