Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/232

Ta strona została przepisana.

Zapasy nasze spakowane były w ogromny kosz, bo nie mieliśmy już powracać do Madrytu. Też same środki transportu, które nas zaprowadziły do Toledo, odwieźć nas miały do Aranjuez; dyliżans półwyspiarski, którego zatrzymaliśmy dla siebie środek, winien był nas zabrać i przewieźć do Grenady.
Kosz z żywnością, poruczony był bezpośredniéj straży Giraud.
O wyznaczonéj godzinie, pożegnałem po raz ostatni casa Monnier, plac Alcala, bramę Toledańską, i wyjechaliśmy z Madrytu.
Droga idzie brzegami Tagu, któremu towarzyszy przez cały jego bieg linija zieloności, tym wydatniejsza, że odbija śród ogromnéj płaszczyzny piasków i wrzosu.
Nie wiem czy dobrą wybraliśmy drogę, czy też żeby wygrać kilka kilometrów, mayoral nasz obrał drogę od fantazyi; ale wiem tylko żeśmy robili połowę drogi pieszo, litością przejęci dla nieszczęśliwych źwierząt co powóz nasz ciągnęły, i że w dwóch czy trzech okolicznościach, gdy zagrzęzły w piasek lub wyboje, udzieliliśmy im pomocy naszych ramion, która zdawała się dla nich nie bydź obojętną.
W każdéj z tych okoliczności, przydać nawet winienem, że biedny Don Riego głośno lamentował, użalając się na stan dróg w Hiszpanii, i żądając udzielenia sobie najdokładniejszych szczegółów o ich