Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/237

Ta strona została przepisana.

— A co, czy nie mówiłem, rzekł, że pan będzie gniewał się.
— To książę, książę! powtórzyli po cichu gospodarz i gospodyni.
Nic nie rozumiałem co znaczą te tytuły: amo, książę i pan, któremi mię zaszczycano, ani też udanéj pokory, z jaką mię cała kolonija powitała.
— No, — rzekłem śmiejąc się z kolei, — skończmy; co znaczy ten żart?
— Achard, — rzekł Boulanger, — ty co jesteś mówcą, wytłumacz przed amo co tutaj zaszło.
Achard ukłonił się.
— Panie..., rzekł.
Nic nie rozumiałem; ale żeby zrozumieć cokolwiek, postanowiłem dopuścić mówcy doprowadzić rzecz aż do końca; przytém każdy zawczasu zgodził się ulegać wszelkim fantazyom i wszelkim kaprysom, jakie nadać mogły podróży naszéj przyjemność niespodzianki.
— Panie, — rzekł Achard, — Wasza Książęca Mość dowie się (ukłoniłem się), Wasza Książęca Mość dowie się że kwapiąc się z wyjazdem dzisiejszego rana, zapomnieliśmy tylko o jednéj rzeczy, to jest o pozwoleniu proszoném i udzieloném wczora przez was żeby nam otworzono bramę.
— Udzieliłem je Desbarollowi, przerwałem.
— W tém jest wina, jeżeli tylko Wasza Ksią-