żęca Mość może dopuścić się winy. Desbarolles tak dobrze schował pozwolenie że gdy nikt go nie widział w chwili wyjazdu, wszyscy zapomnieli o niém.
— Czy słyszysz? rzekł Giraud, palcem przycisnąwszy nos Desbarolla, który korzystając z chwili odpoczynku, jaką mu nastręczyła mowa Acharda, zasnął.
— Co; zapytał Desbarolles, przebudziwszy się nagle.
— Nic, — rzekł Giraud. — Mów dalej, Achardzie, bardzo pięknie mówisz.
Achard pokłonił się skromnie i mówił daléj.
— Powróciliśmy do casa Monnier; ale pozwolenia nie było ani śladu. Po półgodzinném poszukiwaniu, Desbarolles zawołał: — „Ach! przypominam sobie. — Co takiego? — Nabiłem mój karabin... — Pozwoleniem? Tak.“ Desbarolles, jak Wasza Książęca Mość rozumie, osypany został przeklęctwami. Wróciliśmy do bramy o godzinie piątéj, otworzyła się. Za tą bramą, — mówił dalej Achard drapując si ępłaszczem — stał długi szereg wozów i karawan; osły bez liczby, pomięszane na poblizkich polach skubały filozoficznie marchew i kapustę, sobie powierzoną. Ogromne woły przeżuwające, wozy o ogromnych kołach, pasterze uzbrojeni w długie kije, nadawali wiejskiemu widokowi postać pełną wielkości i prostoty.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/238
Ta strona została przepisana.