— Jak to, w drogę?
— Tak.
— Czyliż nie jesteśmy w Villa-Mejor?
— Owszem.
— No! tu będziemy jeść wieczerzę i nocować.
— Mieliście tu jeść wieczerzę i nocować; ale...
— Ale co?
— Ale nie masz ani łóżka, ani wieczerzy, w całym domu.
— Jak to, nie masz ani łóżka, ani wieczerzy w całym domu! I to mówisz na prawdę?
— Na prawdę.
— Desbarolles, przyjacielu, — zawołałem, — wśliźnij się w tłum, przeciśnij się aż do gospodyni, siądź koło nijé, bądź krasomównym jak zawsze, przyjemnym i zalotnym, jak w posadzie Eskuryalskiéj; przypomnij sobie panią Calisto Burguillos, i chociażbyś musiał prowadzić ją do piwnicy i na poddasze, jak tamtą, przynieś nam ztamtąd jaja i łóżka.
Desbarolles wśliznął się w tłum, z błyszczącém okiem i uśmiechem na ustach.
W chwilę potmé, stanął w pozycyi przed gospodynią domu, opierając się ręką o ścianę, i mając nogę jednę założoną na drugą.
Rozmowa zaczęta tonem zwyczajnéj grzeczności, zdawała się ożywiać powoli.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/257
Ta strona została przepisana.