Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/258

Ta strona została przepisana.

Nie mogliśmy widzieć fizyognomii Desbarolla, który tyłem stał do nas, ale widzieliśmy twarz gospodyni naszéj, a twarz ta nie obiecywała nam nic dobrego.
Desbarolles powrócił, i z przerażeniem postrzegliśmy że jego twarz potwierdziła w zupełności to co nam obiecywać zdawała się twarz padrony. Oko już nie błyszczało i uśmiech zniknął.
Powrócił do nas ze spuszczonemi uszami.
— No, i cóż się stało? zapytałem.
— To stało się, że trzeba jechać.
— Jak to?
— Nie chcą nas przyjąć.
Nie masz więc ani łóżka, ani wieczerzy?
— Jest wszystko; ale na nieszczęście, trafiliśmy na bal, jaki wyprawia gospodyni, i nie chce kłopotać się dla nas.
—Oto prawdziwa gospodyni hiszpańskiéj oberży, rzekł Giraud; — o gościnna Katalonijo, poznaję cię!
— I nie ma sposobu zmienić to postanowienie? zapytałem.
— Widać że jesteś od ośmiu lub dziesięciu dni w Hiszpanii, — odpowiedział; — gdybyś znajdował się tu, jak my, od czterech miesięcy, nie zadałbyś nawet takiego pytania.