Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/259

Ta strona została przepisana.

— No, no, panowie, — rzekł mayorał, który wzrokiem niejako słuchał naszych słów, — no, do powozu!
— Ale, cóż u djabła! Do powozu! Do powozu!.. Przecież podług umowy naszéj, mieliśmy jeść wieczerzę i nocować w Villa-Mejor.
— Tak, drogi przyjacielu; ale właśnie tutaj pora powiedzieć — odpowiedział Giraud, ze zwykłą rezygnacyą — rachowaliśmy bez naszego gospodarza, albo bez naszéj gospodyni.
— Gdybyś jej oświadczył że zrobisz jéj portret.
Giraud potrząsł głową.
— Kiedy Hiszpanie tańczą — rzekł — nie ma co im proponować.
— A więc?
Spojrzałem na Giraud i Desbarolla.
— A więc, trzeba jechać.
— A jak daleko jeszcze jesteśmy od Aranjuez? zapytałem mayorala.
— Oh! senor, bardzo blisko; dwie mile.
Spojrzałem na niego niedowierzającém okiem.
— Ile ci potrzeba czasu na te dwie mile?
Wahał się przez chwilę.
— Trzy godziny, rzekł.
— No, daję ci cztéry; ale jeżeli za cztéry godziny nie staniemy w Aranjuez, — położyłem mu