Jedynie o tysiąc kroków od nas, linija drzew ciemniéj odbijająca na krajobrazie, wskazywała bieg rzeki Tagu.
Tu i ówdzie, część rzeki była odkryta, i podobna do zwierciadła, odsyłała księżycowi promienie, jakie odbierała od niego.
Przed nami, rozwijała się droga piasczysta i żółta, jak pas skórzanny.
Kiedy niekiedy muły nasze zbaczały z drogi, żeby zostawić na prawo lub na lewo przepaść, nieprzewidzianą rozpadlinę, co pozostała otwartą od jakiegoś niepamiętnego trzęsienia ziemi.
Kiedy niekiedy, my także obracaliśmy się po za siebie i widzieliśmy o trzysta, o cztérysta, o pięćset kroków z tyłu zanami, ponieważ jechaliśmy prędzéj, migającą jak ognik latarnię powozu, opóźnionego z powodu piasków, w które zanurzały się aż trzy części kół.
Spuściliśmy się z pagórka, i straciliśmy powóz z oczu.
Jechaliśmy daléj.
Po półgodzinnéj drodze, muł Aleksandra nagle uskoczył na prawo. — Rozpadlina, dalszy ciąg przepaści, przegrodziła prawie trzecią część drogi.
Nie zwróciliśmy dłuższéj uwagi na tę rozpadlinę, i jechaliśmy daléj.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/264
Ta strona została przepisana.