Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/269

Ta strona została przepisana.

Siadaj więc na muła, a ja pójdę pieszo, rzekł Aleksander.
— Nie, boję Się żebym nieprzeziębił się.
— W drogę! w drogę! rzekłem.
I jechaliśmy z powrotem z całą szybkością, do jakiéj Carbonara i Capitana są zdolne.
Powracając, starałem się cóś dowiedzieć o Giraud; ale na wszelkie moje pytania odpowiadał tylko:
— Zobaczysz, zobaczysz.
Zobaczysz? nie było wcale zaspakajające, oczéwiście Giraud chciał zrobić effekt.
Jechaliśmy około pół-godziny; nie pojmowaliśmy żeśmy tyle wprzód ujechali.
Nareszcie, dostawszy się na pagórek, o którym mówiłem, spostrzegliśmy światło migające o dwieście kroków od nas, i około tego światła cienie poruszające się także, ale inaczéj niżeli światło.
Spięliśmy ostrogami po raz ostatni nasze muły, i stanęliśmy na teatrze przygody.
— Ach! to wy — zawołali przyjaciele nasi; — ślicznie nam udało się wykręcić.
Szybko rzuciłem okiem w koło siebie.
— A Desbarolles? — zawołałem — a Boulanger, gdzie są?
Oba wysunęli głowy przez drzwiczki powozu, i rzekli:
— Jesteśmy! jesteśmy!