— Czy rozumiecie o co rzecz idzie? mówił daléj Desbarolles.
Nasi goście nic nie odpowiedzieli; byli przygłuszeni.
— Idzie o to żeby was wypaproszyć, jeżeli natychmiast nie powrócicie tą drogą, którąście przyszli.
Oświadczenie to zmięszało nieco bandę.
— Ale — zawołał dowódzca — nie przychodzimy w złych zamiarach, owszem, przeciwnie.
— Cóż chcecie, my zupełnie inaczéj rzeczy pojmujemy; nie chcemy żeby nam pomagano, tylko wtedy kiedy prosimy o pomoc.
Zrobili poruszenie do odwrotu.
— Panowie — rzekł mayoral — pozwólcie żeby ci ludzie pomogli mi podnieść mój powóz.
— Bardzo dobrze; ale niech zaczekają aż odejdziemy.
— Dokąd?
— Na drugą stronę góry.
Mayoral powiedział im kilka słów po hiszpańsku.
— Dobrze — odpowiedzieli; — oddalamy się.
Potém dodali sakramentalne:
— Vaya usted, con Dios.
I zniknęli za górą.
— No — rzekł Giraud stawiąc karabin na ziemi — otoż scena, która będzie przedmiotem pierwszego mego obrazu.