Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/295

Ta strona została przepisana.

wiać, jednę po drugiéj, dwanaście prac Herkulesa, wyciosanych z marmuru, na placu zamkowym, a żaden przechodzień nie zwrócił oka naszego w swoję stronę.
Jedna z dwóch fontann wytryskujących w środku placu, ozdobiona jest słońcem, które wydało się nam niezmiernie podobném do księżyca.
Zostawiliśmy Aleksandra w budce, i udaliśmy się do parku.
Żeby się tam dostać, przejśdź trzeba Tag po moście z kamieni, rozproszonych u brzegów rzeki; gromada praczek silnie trzepała bieliznę pralnikami, i malowniczo łączyła się z krajobrazem.
Przechadzaliśmy się godzinę pod prześlicznemi drzewami; gdyby nam powiedziano przed dwónastą godzinami, że przechadzać się kiedy będziemy z niejaką przyjemnością, nie chcielibyśmy wierzyć temu.
Czas naglił, nie dla nas, ale dla Acharda i dla Don Riego, którzy powracali do Madrytu. Wróciliśmy do hotelu zabrawszy z sobą Aleksandra z budki.
Trzy osoby, które przechodziły plac w naszéj nieobecności, skupiły się koło niego.
Była już pora; powóz odjechałby bez Acharda i bez Don Riego. Uściskaliśmy się, jak ludzie co nie wiedzą czy już zobaczą się z sobą, i przeprowadzaliśmy ich wzrokiem, dopóki dyliżans nie zniknął.