Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/299

Ta strona została przepisana.

Aranjuez, gdzieśmy znaleźli Parador de la Costuera, to jest chleb, wino, łóżka i zemstę.
Powiedziałem ci, pani, jakeśmy porzucili to wszystko, unoszeni galopem ośmiu mułów, i jakeśmy przygotowali się, ile bydź może najlepiéj do spania, gdyż noc poprzedzająca wcale nam nie przyniosła kontyngeosu snu potrzebnego wędrownikowi znużonemu.
No! pani, użal się nad nami; pomimo ostrożności tak dobrze przedsięwziętych, postanowioném było że spać nie będziemy.
W rzeczy saméj, nie wiedzieliśmy o jednéj rzeczy, że w Hiszpanii powozy nie puszczają się nocną porą w drogę, a raczéj puszczają się tylko od trzeciéj godziny rano, do godziny dziesiątéj wieczorem.
Wszyscy wyjechaliśmy byli w tę piękną krainę kłamstwa, którą nazywają snem, kiedy nas przebudziło nagle oznajmienie o noclegu i wieczerzy w Ocana.
Nazwisko mię uderzyło.
Przypomniałem że w dzieciństwie mojém widziałem ryciny grubym pędzlem kolorowane i przedstawiające Bitwę pod Ocana, wygraną czy przegraną, nie pamiętam dobrze, przez Najjaśniejszego króla i cesarza, czy też jednego z jego generałów. Na téj rycinie stało wojsko francuzkie, w jednym szeregu, i pociągnięte za jednym zamachem kolorem czarnym na bermyce, granatowym na mundury, białym na spodnie.