Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/300

Ta strona została przepisana.

Co się tycze Hiszpanów, ci byli żółci.
Cesarz albo generał, wyciągał na piérwszym planie długą rękę uzbrojoną w długą szpadę albo pałasz, który leżąc na granatowym regimencie, wyglądał jak rożen osadzony zimorodkami nie oskubanemi.
W głębi, widać było sylwetkę miasta.
To miasto przypomniałem sobie doskonale, i cieszyło mnie że je rzeczywiście widziałem tylko w nocy.
Wszystkie te wspomnienia, przypominające mi dziecinne moje lata, słodkie gniazdko najpowabniejszych wspomnień, nie dopuściły mi zbyt szemrzeć na mayorala, co mię przebudził.
Z nami wysiadło z powozu trzech podróżnych, owiniętych aż po same oczy płaszczami i w nasuniętych na oczy kapeluszach.
— Wybornie! — rzekł Aleksander — oto trzech Almavivów w naturze; Giraud, bierz swoje ołówki.
— Rozweseląż te draby przy table d’hôte, — rzekł Boulanger. — Przecięż!!!
— Cicho! — rzekłem — wiecie że Almavivowie mówią po francuzku; a nawet pewną francuzczyzną, która warta jest drugéj.
Szliśmy milcząc w ślad za trzema podróżnemi, w kapeluszach i płaszczach.