Znaleźliśmy przeto znajomych.
Z dziewięciu podróżnych, było nas siedmiu Francuzów, jeden trzy czwarte Francuza i jeden pół-Francuz.
Dla tego też w jednéj sekundzie z milczących, zamieniliśmy się w hałasujących, z ostrożnych w niedyskretnych.
Wyznać potrzeba, pani, obiad w Ocanna, tłumaczył tę zmianę.
Była zupa szafranowa, sztuka mięsa na dwie osoby, kurczę zmarłe na chorobę piersiową, w towarzystwie z prawéj strony półmiska garbansos, o których już miałem honor mówić, a z lewéj, półmiska szpinaku, o którym mówić nie będę.
Obiad kończył się jedną z tych sałat niepodobnych do wiary, które pływają w wodzie, jedynym środku łagodzącym zabijającą oliwę, co jak sądzę dla tego tylko tu mięszają żeby niedopuścić roślinożernym jéj pożywać.
Kiedy te wszystkie przedmioty zniknęły jak gdyby zdatne były do jedzenia, obróciłem się do mosso.
— Czy nie ma nic więcéj? zapytałem zepsutym hiszpańskim językiem.
— Nada, sennores, nada! odpowiedział czystą kastylijską mową.
Co znaczyło, nic nie masz, panowie, zgoła nic.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/303
Ta strona została przepisana.