— Ależ musiał bydź rożen u twojego gospodarza w Madrycie? zapytałem.
— Nie, ale była szpada, prawdziwa szpada Toledańska. Odwróciłem ją od pierwiastkowego przeznaczenia; nie sądzę żeby to ją poniżyło.
— Witajże nam szpado, witajże nam kaczko!
W jednéj chwili, nieszczęśliwa kaczka spożyta została.
— Teraz kolej na Giraud pokazać swoje zapasy.
Szynka, kiełbaski, masło, oliwa i ocet, dla których Giraud tak szlachetnie narażał swoje życie wieczorem w dniu katastrofy pod Villa-Mejor, pokazały się z kolei na stole przerażonym oczom mosso w żółtych spodniach.
Potém, po przyzwoitém użyciu, wszystko powróciło do kosza, a ten na dyliżans.
Potém zaprowadzono nas na deski zasłane, które służyć nam miały za łóżka.
Teraz, pozwól mi pani, powiedzieć bardzo serio że trafiło się nam, w chwili kiedyśmy mieli wśliznąć się pod prześcieradła, to co trafiło się biednemu Bonawenturze w „Niedogodnościach dyliżansu“.
Jocrisse pokazał się.
— Pronto! pronto! sennores! rzekł.
— Porque, pronto? zapytaliśmy się stangreta.
— Para la diligencia de Grenada.
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/306
Ta strona została przepisana.