Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/316

Ta strona została przepisana.

Niestety! waleczny Don Quexada nie więcéj się lękał napaści rozbójników i Maurów, niżeli nowożytni mieszkańcy lękają się krystynistów i karlistów; i wiek za wiek, doprawdy, strzelnice dawne warte są teraźniejszych.
Przeliczyłem dwa okna w vencie Qnexada. Zapowiadają one piérwsze piętro. Trzy inne otwory malowniczo rozproszone, oświecają dolną salę. — Czwarte wychodzi na mały pokoik, może ten gdzie była biblioteka rycerska, którą poczciwy proboszcz spalił, bez większego miłosierdzia, jak Kalif Omar względem biblioteki Aleksandryjskiéj.
Ale, powiesz mi, pani, że ja wierzę w bytność Don Quichotta, i że nieprzypuszczam wraz z całym światem, że jest to utwór idealny? Ha! kto wie! — Wiele moich osób, które mają za utwór mojéj wyobraźni, mówiły, myśliły, żyły, mówią, myślą i żyją jeszcze. I Cervantes może znał Don Quichotta, jak ja znałem Antony i Monte-Christo.
Jedząc śniadanie — było nam zimno kiedyśmy jedli śniadanie — przypomnieliśmy sobie że przededrzwiami jest wielki plac oświecony słońcem. Po śniadaniu więc, pobiegliśmy ku drzwiom żeby się ogrzać w tém miejscu.
Ale zagal siedział już na siodle, ale mayoral siedział na kozłach, musieliśmy wsiąśdź w dyliżans i jechać, cośmy uczynili żegnając się najuprzejmiéj