Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/317

Ta strona została przepisana.

z jedenastą córkami naszego gospodarza, które przyjmowały pożegnanie z godnością jedenastu księżniczek z Tysiąca nocy i jednéj.
Ale w miarę tego jak jechaliśmy, równiny stawały się mniéj jałowe, horyzont mniej palący. Możnaby rzec, że tam za górą, czuć już piękną i wesołą Andaluzyę, z kastanijetami w ręku, z wieńcem kwiatów na głowie.
Wkrótce w rzeczy saméj, równiny przybierały weselszą postać i w pewnych miejscach okazywały się nam, jak gdyby okryte były jedwabną tkaniną; kiedyśmy się wychylali przez drzwiczki żeby widzieć odblask na ziemi, przechodziły one z barwy opalu do bzu fijałkowego, najdelikatniejszéj i najbardziéj harmonijnéj powierzchowności.
Jesteśmy bowiem w krainie szafranu. Te różowe jeziora, są to jeziora kwiatów; te jeziora kwiatów, są bogactwem równiny, a zarazem jéj ozdobą; jeszcze kilka obrotów kół, a wjedziemy do ślicznego miasteczka Manzanares.
Co za obfitość życia w tych ludach Południowych, co za gwar nieprzerwany pieśni, co za brzęk ustawiczny gitar! Każda sala dolna w domu pełna jest dziewcząt, obrywających kwiat szafranowy, z którego wyrywały słupki, kupy liści, koloru malwy zaścielają podłogę, gromadzą się koło ścian i podnoszą jeszcze mocną karnacyę robotnic; na tém tle