Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/330

Ta strona została przepisana.

się do tego miejsca, będziemy wiedzieli co czynić. Przyrzekłem że teraz żaden wzgląd nie powstrzyma nas od zrabowania ich.
Wyjechaliśmy o północy, nie potrzebując tą razą bydź obudzonemi, ani przez mosso w żółtych spodniach, ani przez żwawą pokojówkę; bo nie spaliśmy wcale. Mayoral obiecywał nam Grenadę na jutro rano o godzinie siódméj.
Nazajutrz, otwierając oczy, domagaliśmy się owéj Grenady tyle obiecanéj; nie widać jeszcze jéj było; ale widzieliśmy rysujące się na horyzoncie malownicze ząbkowanie Sierra-Nevady, do któréj Grenada przypiera.
Śniegi pokrywające to ząbkowanie, zafarbowane były prześlicznym kolorem różowym.
Posuwaliśmy się coraz daléj naprzód śród wegetacyi afrykańskiéj; po obu stronach drogi mijaliśmy olbrzymie aloesy i kaktusy potworne. W oddaleniu, tu i ówdzie, palma z nieruchomą kitą, zdawała się wytryskać ze środka równiny, jak dziecię obcéj ziemi zapomniane przez dawnych zdobywców Andaluzyi.
Nareszcie pokazała się Grenada.
Wbrew innym miastom Hiszpanii, Grenada wysyła niektóre z swoich domów na spotkanie podróżnych. Na milę przed miastem królewskiém, spotykamy na drodze, jak paziów i damy honorowe,