Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/349

Ta strona została przepisana.

się rośliny nieznajome, krzewy dziwnych kształtów, oleandry pomięszane z mirtami, gdyby jesień niemięszała tu owoców i kwiatów pospołu z wiosną, gdyby podróżny zdumiony nie czuł wreszcie, ściekające na głowę swoję, kiedy spojrzy w górę, czerwone ziarna granatów pękających z dojrzałości, gdyby nie oddychał wonią kwiatu pomarańczowego, podziwiając niedbały wdzięk gruppy drzew palmowych; gdyby nakoniec na wierzchołku cyprysów, zawracającéj głowę wysokości, nie widział błyszczących jak karbunkuły i topazy gron muszkatelowych, których latorośl, wąż olbrzymi, wieńczy go tryumfalnie, kiedy zdoła ożenić głowę swoję, z aromatycznym wierzchołkiem podpierającego ją olbrzyma.
Nigdy pani nie miałaś wonniejszych fijołków nad te, jakie zbieram dla ciebie, i które rosną przy tych drogach pod cieniem róż dzikich i tureckich orzechów; miękkie ich posłanie wywołuje rękę, wyściełają one brzeg szumiącego strumyka, który się gniewa na biedny kamyk, rzucony w jego drogę; ale dziękują mu za jego gniew pienisty, gdyż ten gniew kończy się zawsze kłębkiem piany, to jest tęczą; gdyż pamiętaj dobrze pani, w téj przepysznéj, naturze, żywioły pomagają sobie w wydaniu efektu przedziwnego. Słońce udziela swego ognia wodzie, któréj każdą kroplę zamienia w dyament, w perłę, lub w szafir. Ziemia wypuszcza z siebie płaszcz