Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/372

Ta strona została przepisana.

Szybki właśnie nie odznaczał się znakomitym biegiem; był to piękny i dzielny statek, potężnie władający morzem, dobrze obeznany z niepogodą; dzięki doświadczeniu swéj osady, umiejący wywinąć się z fałszywego kroku, jak tego dowiódł w Dunkierce, gdy miął zaszczyt przewozić króla Francyi i część Jego rodziny; ale mający kocioł za mały w stosunku do swojéj postaci, i ruch za słaby w stosunku do swéj objętości; wreszcie nie było to bynajmniéj winą Szybkiego że nie biegał szybko, bo, wyznać trzeba że za pięknych dni swoich, wiązał zaledwie po siedm lub ośm węzłów na linach, to jest przebiegał dwie lub półtrzeciéj mili na godzinę.
Co do kapitana Bérart, był to człowiek czterdziesto lub czterdziesto pięcio-letni, uprzejmy jak zwykle wszyscy oficerowie marynarki, ale poważny i milczący; na pokładzie rzadko kiedy widziano aby się śmiał, i wątpiono mocno czy mimo zapasu wesołości jakiśmy z Paryża przywieźli, a dotąd jeszcze niezupełnie wyczerpali, potrafimy rozjaśnić jego czoło.
O pogodzie, wspominać nie potrzeba... Powiedziano nam że będzie piękna.
Po takiem zapewnieniu Maquet nieco weselszém okiem spojrzał na przyszłość, bo gdy tylko co nie umarł na morską chorobę przepływając Gwadałkwiwir, bez uśmiechu zatem zapatrywał się na podróż po kraju Cymmeryanów, który starożytni mieli za kraj burz.
Obiad przeminął wesołe, i daliśmy panu Vial próbkę tego co pod tym względem dokazać umiemy. On nawzajem przekonał nas że jest wybornym współbiesiadnikiem, pożegnalismy się zatem wspólnie zachwyceni.
Umówiono się, że nazajutrz po południu, udamy się na pokład Szybkiego w celu odwiedzenia kapitana, w sobotę zaś, to jest 21 o ósméj rano, odpłyniemy do Tangeru.