Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/373

Ta strona została przepisana.

Tych trzech dni żądali moi towarzysze dla zwiedzenia Kadyxu, ja zaś dla dania Alexandrowi czasu aby się z nami połączył.
Nazajutrz o jedenastéj z rana, właśnie gdyśmy zamierzali udać się na pokład, oznajmiono nam komendanta Bérart.
W rzeczy saméj kapitan statku Szybki uprzedzając nas oddawał nam swoję wizytę; nieco zawstydzeni, poznaliśmy wtem dowód nadzwyczajnéj uprzejmości naszych oficerów marynarki. — Komendant Bérart bawił u nas cztery godziny, i sądzę że za powrotem na pokład równie zadowolony był z takich passażerów, jak my z takiego kapitana.
Postanowiono że odwiedziny nasze na statku Szybki nastąpią dopiero nazajutrz, i że podczas tych odwiedzin zabierzemy znajomość z naszem morskiem mieszkaniem.
Stawiliśmy się na czas. Szybki oczekiwał nas jak kokietka pod bronią; komendant stał na schodach, cała załoga na pomoście; przyjęto nas odgłosem piszczałki sternika.
Komendant opanował nas i wprowadził do wnętrza parostatku; wskazana nam naprzód sala jadalna, — gdyż komendant słyszał że umieramy z głodu od chwili wyjazdu z Bajonny, — nosiła jeszcze na sobie ślady przyjęcia dostojnych podróżnych; listwy na jéj ścianach były złocone, a wiśniowe jedwabne firanki zasłaniały drzwi wiodące do przyległych pokoi.
Pokoi tych było pięć.
Tylny, do którego wiodło dwoje drzwi, obejmował całą szerokość statku; był najobszerniejszy, ale też i najbardziej ożywiony, mianowicie pod czas kołysania się okrętu, którego ostateczny kraniec stanowił.
Po bokach tego pokoju znajdowały się cztery inne.
Do ich liczby należał pokój kapitana, któremu podziękowałem natychmiast gdy objawił zamiar ustąpienia mi tego pokoju, i stanęło na tem że o ile możności nie wyrugujemy nikogo.
Pozostawały więc trzy inne pokoje.