Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/416

Ta strona została przepisana.

Pomacałem kieszenie i uczułem że pieniądze moje truchleją w nich ze strachu.
Nie śmiałem spytać o cenę którego z tych przedmiotów. Mniemałem że zaledwie monarcha całem swojem królestwem opłacić je zdoła.
Odważyłem się jednak wywiedzieć o cenę białéj jedwabnéj szarfy, w szerokie złote promienie.
Czterdzieści franków, odpowiedział Dawid.
Musiał mi to dwa razy powtórzyć.
Za drugim razem odetchnąłem.
Niestety! moja pani, jest przysłowie które powiada: — nic tak prędko nie rujnuje jak tanie kupno. —
Przysłowie to miało się ziścić w całem znaczeniu tego wyrazu, bo taniość towaru u Dawida rujnowała mię.
W rzeczy saméj, skoro się dowiedziałem o cenie wszystkiego, wszystko mieć pragnąłem.
Szable, sztylety, burnusy, szarfy, pantofle, bóty, torby, słowem wszystko mi swojéj próbki dostarczyło; później, wreszcie, zacząłem żądać tego czego niewidziałem u Dawida, lecz tego co widziałem w rozmaitych zbiorach lub na obrazach, jako to: miedzianych naczyń z rzeźbą, dziwnokształtnych dzbanów, skrzyneczek z perłowéj macicy, lamp o podwójnem dnie, tytoniu, cybuchów, słowem wszystkiego co mi tylko na myśl przyszło; a za każdem żądaniem, Dawid, bynajmniéj niezdziwiony, ale zawsze pokorny i bojaźliwy, wychodził i w pięć minut późniéj wracał z żądanym przedmiotem. Rzec można było iż posiada ów zaczarowany worek który Tieck daje Fortunatowi, a który nasz biedny poetycznéj pamięci Karol Nodier, użycza Piotrowi Schlemil.
Nakoniec wstyd mi już było żądać tylu rzeczy dla samego siebie. Jednak mimo że mię prawie przerażał widok spełniających się z tak dziwną łatwością życzeń moich, mimo że myśla-