Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/417

Ta strona została przepisana.

łem o przyjaciołach moich skwarzących się na słońcu na dziedzińcu Casbah, przypomniałem sobie portret prześlicznéj żydówki, który widziałem u Delacroix po powrocie jego z Maroku i pomyśliłem jakaby to dla nich była rozkosz gdyby mogli wykonać rysunek z podobnego modelu.
Tą razą jednak żądanie tak mi się trudnem wydało, iż wahałem się.
— I cóż! rzekł mi Dawid, widząc że patrzę w koło siebie jak człowiek który czegoś szuka.
— Nic! mój kochany Dawidzie, już wszystko, odpowiedziałem.
— Nie, jeszcze nie wszystko, odparł.
— Jakto, niewszystko?
— Powiedz pan śmiało, czego żądasz?
— Mój kochany Dawidzie, żądam zapewne niepodobieństwa.
— Powiedz pan; może to się da zrobić.
— Zgoda.
— Słucham.
— Jeden z moich przyjaciół, znakomity artysta, był tu w Tangerze przed dziesięciu lub dwunastu laty, z drugim moim przyjacielem panem hrabią de Mornay.
— Ah! prawda: pan Delacroix.
— Jakto, znasz pana Delacroix, Dawidzie?
— Miałem zaszczyt przyjmować go w moim ubogim domu.
— Otóż, wykonał on miniaturę żydówki zdobnéj w najpiękniejsze swoje stroje.
— Znam tę kobietę; była to Rachel, moja bratowa.
— Twoja bratowa Dawidzie?
— Tak panie.
— A czy twoja bratowa żyje jeszcze?
— Bóg nam ją dotąd zachował.
— I może pozwoli służyć za model Giraud’owi i Boulan-