Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/42

Ta strona została przepisana.

głowy nasze przez dwoje drzwiczek; nie było stacyi ani na prawo, ani na lewo. Wnosiliśmy więc że trafiła się przygoda.
W każdym razie była to przygoda wcale nieszkodliwa, bo niesłychać żadnego krzyku, nie czuć żadnego poruszenia; słychać tylko otwieranie powozów, zaczynano widziéć mnóstwo cieni, snujących się śród ciemności.
Cieniami temi nie były cienie podróżnych, jak to zdarzyć się mogło na dolinie Fleury, lub w Fampoux, ale samiż podróżni, którzy korzystali z téj błogosławionej przygody, żeby nogi sobie wyprostować po obu stronach kolei.
Wysiedliśmy także i wypytywaliśmy się o miejscu gdzie jesteśmy, i o przyczynach tego przestanku, o którym zapomniał programmat.
Znajdowaliśmy się nieco daléj za Beaugency; zrobiła się szpara w kotle, woda zagasiła ogień, lokomotywa umarła z wodnéj puchliny.
Trzeba było czekać na tę, jaką nadesłać nam musiano z Blois, skoro spostrzegą w Blois że nieprzybywamy.
Czekaliśmy blisko dwóch godzin; po upływie tego czasu, postrzegliśmy punkcik czerwonawy, który posuwał się płomienisty jak oko Cyklopa, i rozszerzał się posuwając się. Wkrótce usłyszeliśmy zaziajany