Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/427

Ta strona została przepisana.

Daliśmy im znak, na który ten co zdawał się być ich przywódzcą, odpowiedział powiewając burnusem.
Ruszyliśmy pod górę, znalazłem tam takie same ścieżki, te same rośliny i krzewy jak na Sierra Morena; widać że przyrodzenie nigdy na seryo nie wierzyło iż Herkules oddzielił Kalpeę od Abili.
Afryka, jest to dalszy ciąg Hiszpanii.
Konie nasze wstępowały na tę pochyłość kamienną, na czterdzieści pięć stopni upału wystawioną, z pewnością po któréj można było poznać ich rasę arabską, chociaż postać kazała przypuszczać iż były skrzyżowane z rasą Montmorency lub Bulońskiego lasku; atoli każda szlachetność zawsze pozostawia po sobie pewne ślady, i tam gdzieby nasze konie były dwadzieścia razy upadły, konie marokańskie ani razu nawet się nie potknęły.
Na wierzchołku góry wszyscyśmy się zgromadzili; arabowie ani krokiem na przeciw nam nie wyszli.
Pan de Saint-Leger wdał się z nimi w rozmowę i niejako dał się poznać; byli poważni i grzeczni jak ludzie raczéj ulegający rozkazowi aniżeli podzielający przyjemność.
Pan Florat zapewnił mię, że gdyby to był pan Hay zamiast pana de Saint-Leger, wszyscy wzięliby się do dzieła z równym pospiechem jak teraz z obojętnością.
Gdy się skończyła ta krótka rozmowa, ruszyliśmy w dalszą drogę, bo do miejsca łowów było jeszcze blizko cztery mile.
Jechaliśmy zaledwie znacznemi drogami, po wzgórzach najeżonych myrtą, mastykowem drzewem i mącznicą, pomiędzy któremi znikaliśmy wraz z końmi. Nie pojmowałem jak będzie można strzelać wśród takich krzaków. Stary arab, z bosemi nogami i białą brodą, dyrygował polowaniem; strzelba jego mosiądzem wysadzana, dawniéj zapalała się lontem, następnie