Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/450

Ta strona została przepisana.

téj znowu wstaje pierwsza, druga zaś śpi do szóstéj, to jest do chwili w której wszyscy wychodzą z hamaków.
Przybyliśmy więc podczas pierwszéj kolei.
Czekano na nas z wieczerzą, dla tego siedzieliśmy u stołu do północy, a bawili na pokładzie do pierwszéj. Nie chcieliśmy spuszczać zupełnie z oka owe czarodziejskie miasto, które niby dla uczczenia nas, przedstawiło się nam w tak ciekawéj postaci.
O drugiéj już machinę rozgrzewano, a o czwartéj mieliśmy płynąć daléj. Poleciłem aby mię obudzono, gdyż pragnąłem szczegółowo pamiętać przejście Gibraltaru, któremu żaden nowoczesny materyalista dotąd niezdołał wydrzeć uroku, jakim go przyozdobiła poetyczna starożytność.
Polecenie moje nie było potrzebne, gdyż o czwartéj przebudziło mię zaczynające się kołysanie okrętu, o piątéj wyszedłem na pomost.
Jeszcze noc była, chociaż dawało się już uczuwać nadejście dnia.
Naprawo, to jest od strony Afryki, góra Małp odbijała się błękitnawo na nieco bledszym błękicie nieba, pozłoconego już pierwszym promieniem słońca.
Na lewo, brzeg jakkolwiek jeszcze nie rozwidniony, mniéj już jednak był ciemnym, a w pośrodku niego błyszczała wieża Tariffy.
Płynęliśmy ku środkowi ciaśniny, a w otaczającym nas cieniu bicie naszych koł wydobywało z morza kłęby fosforycznych płomieni, które biegnąc po obu bokach okrętu łączyły się po za nią i niknęły w jéj śladach.
Niebo rozjaśniło się powoli, ciągle zatrzymując błękitnawą barwę; góra Małp odbijała się na tle pomarańczowem i zaczęliśmy dostrzegać brzeg aż do Ceuty; góra wyglądała niby olbrzymi wielbłąd, leżący na brzegu i pojący się morzem; Ceuta