Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/464

Ta strona została przepisana.

Może nas wszystkich wsadzą na pontony, albo wyprawią do Botany-Bay?
Nie zważając co nastąpi, zarzuciliśmy kotwicę o godzinie siódméj z rana, prawie na pół mili przed Gibraltarem.
Pierwszym rzutem oka objąłem port Gibraltaru, drugim pragnąłem zgłębić port Algeziras.
Szukałem parostatku; bo parostatek w porcie mógł mię przejąć nadzieją że Alexander znajduje się w mieście.
Lecz nieznalazłem żadnego ani w Gibraltarze, ani w Algeziras; spodziewałem się więc że wysiadł na ląd ze statku Tag, który płyną! z Lizbony do Walencyi, dotykając Kadyxu, Gibraltaru i Malagi.
Nieszczęściem trzeba było czekać na służbę zdrowia.
Wytłómaczę pani co to jest służba zdrowia, bo pani niewiesz tego zapewne.
Jest to towarzystwo złożone z ludzi bardzo złéj miny, którzy pytają skąd przybywasz, zatkawszy sobie nos chustką i szczypczykami biorąc twój paszport.
Ta służba jednéj tylko rzeczy obawia się, — a mianowicie choroby. Z pomiędzy zaś wszystkich chorób lęka się najbardziéj zarazy.
Że zaś wiadomo jest iż zaraza pochodzi z Indyi, podobnie jak wszystkie wielkie klęski; lecz dążąc do Europy, zwykle przechodzi przez Kair, Tunis i Tanger, my zatem musieliśmy przejmować szczególniejszą obawą, bo właśnie przybywaliśmy wprost z Tangeru.
Mimo to jednak około dwudziestu łodzi krążyło obok nas w dziesięć minut po naszem przybyciu.
Te łodzie oczekiwały aż służba zdrowia oświadczy że niejesteśmy ani zapowietrzeni ani choleryczni, potem zaś przewieść nas miały na ląd.
Tymczasem zobowiązałem jednego z właścicieli tych łodzi