Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/465

Ta strona została przepisana.

aby wrócił na ląd i po wszystkich oberżach wypytał czy nie przybył pan Alexander Dumas syn.
Wyznaczyłem przyzwoitą nagrodę jeżeliby znaleziono rzeczonego pana Alexandra Dumas syna. Nienaznaczałem jednak zbyt wysokiéj, z obawy aby mi nie przyprowadzono fałszywego Alexandra.
Poczyniwszy takie ostrożności i oczekując na służbę zdrowia, zasiedliśmy do stołu. Zamierzaliśmy tego samego wieczoru wyjechać z Gibraltaru, z którego wyjeżdżać potrzeba o piątéj wieczorem, bo inaczéj niewolno się stamtąd wydalić aż nazajutrz rano, a niechcieliśmy tracić czasu na śniadanie w Gibraltarze, i mimo wszelkich zapewnień ze strony Giraud’a i Desbarolles’a, trwaliśmy w mniemaniu że można mieć ciekawszy widok nadi armaty i szkotów.
Bo winienem nadmienić pani, iż nawałach widzieliśmy szkocki posterunek, który z daleka bardzo malowniczo wyglądał, lecz koniec końcem, kto widział jednego szkota to wszystko jedno jakby ich widział tysiąc.
Zeszliśmy więc do kapitańskiej kajuty, w tem Vial wpadł nagle i stając we drzwiach zawołał:
— Otóż, od razu go zahaczyli.
— Kogo?
— A przecież pańskiego syna!
— Mego syna! a gdzie on?
— Oto już płynie, słuszny, jasnowłosy. Widziałem go przez lunetę.
Wybiegliśmy na pomost: w rzeczy samej Alexander przybywał wysłaną po niego łodzią.
Zaledwie postrzegł nas, zaraz rozmaitemi telegraficznemi znakami dowiódł nam swojej tożsamości.
Przyznam się pani, że mi spadł wielki ciężar z serca. Niewspominałem towarzyszom podróży o mojéj niespokojności; ale