Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/471

Ta strona została przepisana.

Aż do wierzchołka góry prowadzą ścieżki z poręczami po dosyć łagodnych pochyłościach.
Po jednéj z takich ścieżek wracało z góry trzech jeźdźców; oświadczono nam że to gubernator i dwaj jego adjutanci; sądziliśmy że wraca do domu, z żalem więc żegnając jednocześnie małpy którym się niedosyć napatrzyliśmy a z przyjemnością kule, działa i placówki, którym przypatrzyliśmy się za nadto, ruszyliśmy ku mieszkaniu gubernatora.
Może się pani zadziwisz, że ja człowiek bynajmniej nie nałogowy, tak chciwie pragnąłem odwiedzić gubernatora, a mianowicie gubernatora Gibraltaru; ale bo też zapomniałem powiedzić pani jak się nazywał.
Nazywał się sir Robert Wilson.
Pani jesteś tak młoda, że to nazwisko które każdy francuz lat moich poważać powinien, w pani może nie wzbudza najmniejszego wspomnienia.
Rzeczywiście, wypadki, w których sir Robert Wilson miał udział, zaszły w roku 1815, to jest prawie na lat dziesięć przed narodzeniem się pani.
Wieść o klęsce pod Waterloo rozchodziła się jeszcze po świecie, jakby wieść o zapadnięciu się jakiéj obszernej krainy; Northumberland odbijał od brzegów Anglii, unosząc z sobą na wyspę Świętéj Heleny ów zapamiętały geniusz, który w chwili szaleństwa poszedł szukać przytułku u śmiertelnych nieprzyjaciół swoich. Ludwik XVIII, od trzech miesięcy nieobecny, wracał do zamku Tuilleries, niosąc w ręku listę wygnańców. Na téj liście trzy nazwiska zapisane były literami czerwonemi, literami krwi.
A mianowicie: Labédoyère, Ney i Lavallette.
Wszyscy trzéj skazani byli na śmierć: pierwszy przez radę wojenną; drugi przez izbę parów; trzeci przez sąd przysięgłych.