jenerałowi d’Arboville o szczęśliwem rozwiązaniu dramatu, w którem grał jednę z główniejszych roi.
Było to około godziny drugiéj po południu, aby również nie tracić czasu, chcieliśmy odpłynąć nad wieczorem: kommendant zażądał swojéj łódki; ci którym spieszniej było, a między innymi i ja, wskoczyliśmy do łodzi kommendanta portu i ruszyliśmy ku wybrzeżu Dżema R’azuat. Stan morza był niegodziwy.
Łódź kommendanta chociaż wypłynęła późniéj, jednak wkrótce nas dopędziła i wyprzedziła. Maquet i Giraud mimo zachwycenia naszemu wyrównywającego, w opłakanym byli stanie. Widziałem że płynęli, jeden pochylony w tył, drugi naprzód.
Przybiliśmy do lądu w pięć minut po kommendancie: tam spotkałem natychmiast dwie twarze znajome, a powiem nawet przyjacielskie.
Mianowicie zaś szefa szwadronu Picard; i pułkownika Trembley.
Potwierdzili oni wiadomości których nam udzielił kommendant portu, pan de Cogniord i jego towarzysze przybyli o jedenastéj z rana. Przyjęto ich ogólnemi poklaskami, wieczorem zaś miano im wyprawić wielki bankiet.
Poszliśmy ku miastu, bo tak nazywają kilka domów rozsianych po piasczystéj równinie Dżema R’azuat, przebyliśmy park pełen bydła, świeżo na arabach zdobytego. Ale wraz z bydłem zdobyto i pchły, które nas tak obsiadły że czarni po kolana przybyliśmy do miasta.
Na placu zastaliśmy pułkownika Mac-Mahon, dowódcę kolumny. — Zaprosił on nas na wieczorną ucztę i zaproszenie to chętnie przyjęliśmy; potem zaprowadzono nas do najwytworniejszego baraku, gdzie oczekiwaliśmy na pana de Cogniord i jego towarzyszy, których uprzedzono o naszem przybyciu.
Serca nasze biły prawie tak samo jak w Mellili. Bo zaiste,
Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/494
Ta strona została przepisana.